Ostatnio dużo się mówi o pokoleniu dzisiejszych młodych, o ich postawie roszczeniowej, dużych wymaganiach w stosunku do świata…Oni nie pytają, czy mogą, oni wiedzą, że mogą i biorą co ich, a urodzeni przed 1989 mają z tym problem, bo nauczono nas, że życie jest trudne, praca jest ciężka, a zasady obowiązują każdego.
Wychowano nas w przekonaniu, że istnieją dwa typy człowieka:
Biedny – uczciwy, ciężko pracujący – dobry.
Bogaty – bezwzględny i zachłanny – zły.
Biedny zasługuje na szacunek, jest mu ciężko, nie jest lepszy od innych, wzbudza sympatię i będziemy za niego trzymać kciuki, by mu się udało przetrwać do pierwszego (czy tam dziesiątego). Bogaty wzbudza podejrzenia, trzeba by mu zajrzeć do kieszeni, skąd tyle pieniędzy? Nakradło się, co, oszuście? Czy może tatuś jest bogaty, ty nierobie?
Mówiono nam, że praca, to nie zabawa, tylko zło konieczne i nieprzyjemny obowiązek. To normalne, że nie znosisz szefa, czekasz z utęsknieniem na weekend i nienawidzisz poniedziałków. Wszyscy tak mają, będziesz miał o czym pogadać z innymi. Im praca trudniejsza, im mniej przyjemna, im bardziej cię stresuje i wykańcza, tym lepiej, tym na większy szacunek zasługujesz i tym większe masz prawo do pieniędzy, które zarobisz.
Nie zarabiasz? Znajdź prawdziwą pracę! Słyszałeś/aś to od rodziców, a może sam/a tak uważasz? Poglądy wbite do głów urodzonych przed 1989 dają im nieźle popalić w rzeczywistości nastoletnich milionerów z youtube, blogerów, podróżników, internetowych idoli i wirtualnych biznesów. Pokolenie sprzed 1989 jest wkurwione na szczęśliwych, wesołych, wolnych, którzy robią to, co lubią i dostają kasę za to, że są. Co to za praca, siedzi w Starbucksie i robi sobie selfie? Do kopalni by poszła, to by wiedziała, czym jest prawdziwe życie! Normalność, to dyplom (nieważne jaki, ważne by był), ciężka harówka, kredyt, podatki, emerytura, śmierć.
Artysta, to nie praca. Przyzwyczajono nas do wizerunku artysty-biedaka, którego lubimy, on działa pod wpływem natchnienia, nie dla kasy. Artysta-biznesmen, to zły wizerunek, nie wzbudza zaufania, sprzedał się i coś kręci. Przecież fotografia, to twoja pasja, sprawia ci przyjemność, jak ci nie wstyd brać za to pieniądze?? I robi nam się wstyd, bo tak nas nauczono. Sprawę ułatwia fotografia cyfrowa – nie ma ciemni, nie ma kilometrów kliszy ani szacownego zakładu fotograficznego, zrobienie zdjęcia nic nie kosztuje, to tylko jeden pstryk. Tu pstryk, tam pstryk, łatwe, przyjemne, żadna praca, fanaberie.
Jakiś czas temu, kiedy jeszcze zżerały mnie wątpliwości, ile brać za zdjęcia, czy to nie za dużo i czy ludzie będą mi chcieli tyle zapłacić, przyszło mi do głowy przeprowadzenie ankiety na jednym z forów internetowych poświęconych ślubom. Chodziło wtedy o wycenę zlecenia ślubnego, a właśnie tam kłębili się potencjalni pracodawcy – młode pary. Ankieta była bardzo prosta – pytanie “ile planujesz wydać na fotografa ślubnego?” + kilka przedziałów cenowych (zaczynało się chyba od 800 zł…). Reakcja była pełna oburzenia, gdzie to tyle pieniędzy, za co?? Ludzie cały miesiąc pracują by tyle dostać, a ty za kilka cyknięć chcesz zgarnąć tyle kasy? Poleciały przymiotniki, a z mojej strony, w nieświadomości i niepewności, tłumaczenia się, że to przecież nie tylko kilka godzin, to później obróbka, wie pani, siedzę po nocach, a sprzęt kosztuje…Aż jeden z forumowiczów podsumował moje wypociny: będzie nam tu bajki opowiadać o ciężko harujących fotografach. Pokolenie sprzed 1989 roku brało ślub i było na mnie bardzo złe.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło, fotografów przybyło, świadomość klientów wzrosła, powoli się do nas przyzwyczajają, ale my sami cały czas mamy problem z tym, by dobrze zarabiać i się tego nie wstydzić. Mamy problem z tym, że nasza praca może być przyjemna, że może być łatwa. Wstydzimy się, jeśli nie mamy najlepszego sprzętu, najjaśniejszych obiektywów, największych skalibrowanych do granic możliwości monitorów, najładniejszych zdjęć, a mając, wstydzimy się za te wszystkie najlepsze rzeczy brać pieniądze. Wstydzimy się być bogaci, wstydzimy się mało pracować, dużo zarabiać i mieć z tego przyjemność. A ci, którzy się nie wstydzą narażają się na niechęć innych – a ta co znowu, wiecznie zadowolona, wkurwia mnie to…
Fotografowie walczą o uczciwe podejście do swojej pracy, ale robią to na forach czy w grupach, gdzie narzekają na klientów i gnębią innych fotografów, którzy biorą mniej od nich lub pracują za darmo. Tymczasem potępiając innych, głęboko w środku sami nie wierzymy w to, że nasza praca jest wiele warta, podpisując umowę z klientem nasze mózgi sprzed 1989 roku się przegrzewają – chce nam zapłacić, że też dał się nabrać, uff, żeby się tylko nie rozczarował, nie odkrył, jak niewiele warte jest to, co robimy…
W ramach eksperymentu mam propozycję dla wszystkich, których niszczy niepewność, czy ich praca, to prawdziwa praca, czy wypada wziąć kupę kasy za to, co przychodzi z łatwością i robi się z przyjemnością, czy ludzie ich nie zjadą z góry na dół, co powiedzą i co pomyślą – pieprzyć to wszystko, za chwilę nas nie będzie, tych ludzi też nie będzie, weź pieniądze, i kup sobie szczęście. Nie słuchaj tych, którzy mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, zapłacisz nimi za podróż życia z ukochaną osobą, kupisz sobie lato z dzieckiem, które za chwilę przestanie być dzieckiem i powie, że nie spędzałeś/aś z nim wystarczająco dużo czasu, i mnóstwo innych przyjemności, na których szczęście polega.
PS. Jeśli nadal masz problem z wyceną swojego talentu, przeczytaj post o wycenie usługi fotograficznej z ebooka, którego sami bardzo chętnie byśmy przeczytali, gdyby nie fakt, że to my go napisaliśmy (fałszywa skromność, gdy wiesz, że jesteś dobry/a, to kolejny problem do zwalczenia).
PS2. Od teraz przestań się wstydzić, to zżera całe nasze pokolenie, a przecież jesteśmy tacy zajebiści!
USŁUGA KOSZTUJE
Genialny tekst, podpisuję się rękami obiema. Wstydzę się i czuję na sobie wściekły oddech ludzi, którzy chcą mieć jak najtaniej, bo to przecież pstryk.
Moim zdaniem najtrudniejsze jest ocenienie momentu, w którym jesteś już na tyle ogarnięty, że możesz wejść w rynek. Jeszcze trudniej jest to zrobić bo z tego co wynika z rozmów z innymi fotografami i swoich przemyśleń to dla fotografa w jego zdjęciu zawsze może być coś lepszego albo coś jest w nim niedobrego.
Maciej, myślę, że nie ma takiego momentu “gotowości”, zawsze będzie czegoś brakowało. My weszliśmy w młodym wieku, kiedy się wydawało, że wszystko jest możliwe, trochę bezmyślnie, ale taka wiara dużo daje. Gdybyśmy mieli zaczynać wiedząc to, co wiemy teraz, nie wiem, czy byśmy się zdecydowali. A, to że fotograf widzi swoje niedociągnięcia, to nawet dobrze, trzeba tylko przekonać samego siebie, że to, co dla nas jest niedociągnięciem, dla klienta rzadko kiedy jest w ogóle widoczne.
Wszystko fajnie, ale nie wiem skąd ten 1989 🙂 Jestem starszy i widzę to inaczej, dla mnie taką umowną cezurą jest rok 1980. Chamstwo, siłę przebicia, odwagę i nowe, takie bardziej “amerykańskie” myślenie kojarzę właśnie z rocznikami 80s i wyżej 🙂
Mam nadzieję, że nikt nie weźmie tego do siebie 🙂
Dziękuję za ten tekst!
83
no ładnie i prosto, jak zawsze w piśmie Pięknografów
Dzięki Jacku!
jaki whining, że nie idzie w zawodzie artystycznym. A są tacy, co im idzie.
Chcesz zarabiać z fotografii – podejmujesz ryzyko. To teraz weź je na klatę. Nikt nie oszukiwał, że będzie łatwo.
M. rocznik 86.
Idzie, idzie, widzę, że nie zrozumiałeś zupełnie o czym ten tekst. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, a mi jest łatwo i się z tego cieszę, chcę by inni też potrafili i nie bali się zarabiać na tym, co lubią robić. Szkolę fotografów od lat i wiem, że wielu ma z tym problem.